En cours de chargement...
Nasza pamiec (indywidualna, rodzinna, srodowiskowa...), pamiec kazdego, kto nie dosiega PRL-owskiego doswiadczenia, wydaje sie trwale podzielona - i to w obu naraz znaczeniach tego slowa. Po pierwsze dlatego, ze rozdziela, odróznia, izoluje to, co jest prawda naszego doswiadczenia, od doswiadczenia bedacego (ponoc) powszechnym udzialem - i to ostatnie kontestuje, subwersywnie podkopuje, rozklada na zatomizowana konstelacje indywidualnych przypadków czy swiadectw.
Po drugie, jest to jednak przeciez pamiec podzielona z innymi - w tym sensie, w jakim podziela sie czyjs los czy czyjes zdanie; a wiec taka, która ma udzial, która uczestniczy w ponadjednostkowym, a moze tez i w jego wytwarzaniu... Wyglada, ze wszedzie tam, gdzie - jak to w kulturowej pamieci i kulturze w ogóle - nie potrafimy oddzielic "nagich" faktów od ich wartosci i znaczen (tego, o czym sadzimy, ze sie wydarzylo, od tego, co sie faktycznie wydarzylo), ustalic, czym naprawde bylo to, co bylo, tam wiez jednostkowego i wspólnotowego nie tworzy homogenicznej calosci, lecz raczej rodzaj wezla czy splotu, w którym odmiennosci i powinowactwa sa nawzajem dla siebie czynnikiem zarazem jednosci i odróznienia; czynnikiem, który antagonistycznie spaja podzielona wspólnote naszej pamieci.
(prof. Ryszard Nycz)